poniedziałek, 28 października 2013

Moim zdaniem to był niezwykły, ale fantastyczny tydzień.
Najbardziej podobał mi się czas spędzony z rodziną, ponieważ byli bardzo mili i zabierali mnie w różne fajne miejsca.
Największym zaskoczeniem było to, że ta Ameryka nie jest taka wyjątkowa. Spodziewałem się, że to będzie coś niezwykłego.
Najtrudniejsze było pierwsze spotkanie z rodziną na lotnisku, ale później było super.
Najbardziej zaprzyjaźniłam się z dwoma Holendrami z, którymi tańczyliśmy i uczyliśmy ich polskich słów.
Najbardziej jestem zadowolony z tego, że udało mi się dogadać z amerykańską rodziną i dzięki temu było genialnie.
Antek

wtorek, 15 października 2013

Wrażenia z podróży



Ten tydzień był dla mnie wielką przygodą.

Wszystko było fajne, ale najbardziej podobał mi się nasz występ z Polonezem i piosenką w piątek. Trochę zamieszania, ale udało się. J

Dla mnie dużym zaskoczenie było to, iż Ci Amerykanie wcale nie są tacy grubi jak mówią inni. Myślałam, że kiedy po raz pierwszy pójdziemy do szkoły, stanę przed ludźmi których nie widać spod warstwy tłuszczu. Myliłam się, większość osób było bardzo szczupłych.

Jedną z trudności było to, iż nie znałam pewnych słów w języku angielskim. Po pewnym czasie potrafiłam porozumiewać się dosyć płynnie tym językiem i znałam więcej słów.

Zaprzyjaźnienie się z dziećmi z innych krajów dla mnie nie był to problem, ponieważ mieszkałam z jedna Niemką. Zaraz po przyjeździe okazało się, że smakują nam podobne potrawy itp. Mam do niej nr telefonu i adres e-mail. Może to początek przyjaźni? J

Jestem dumna, że udało mi się zaprzyjaźnić z innymi ludźmi oraz nauczyć więcej słów w języku angielskim.


Moim zdaniem był to bardzo udany wyjazd. W imieniu wszystkich uczniów, którzy pojechali do Cincinnati, jestem Pani bardzo wdzięczna, że zorganizowała Pani wraz z Panią Agata taką fajną podróż do USA.
Bardzo dziękuje!!!
Pozdrawiam,
Natalia Czerw


Ten tydzień był dla mnie wielką przygodą, sprawdzającą moje
umejętmości władania obcym językiem.
Najbardziej podobało mi się zawiązywanie nowych przyjażni z osobami z
innych krajów.
Największym zaskoczeniem było wrażene, że jesteśmy z innych krajów,
ale jesteśmy tacy sami.
Na samym początku trudno było rozmawiać jedynie po angielsku, ale
później to przezwyciężyłem.
Zaprzyjaźniłem się z innymi delegacjami, była to jedna z rzeczy, które najbardziej mi się podobały na całym wyjeździe.
Najbardziej jestem dumny z moich wyników w baseballu, który
pokazała mi rodzina, u której mieszkałem.
Michał


Dla mnie tydzień spędzony w USA był przygodą, o której nigdy nie zapomnę! Było po prostu SUPER! Najbardziej lubiłam spędzanie czasu z rodziną, z którą poznałam się drogą mailową, jeszcze przed wyjazdem do Cincinnati. Mieszkałam u nich w domu i uczestniczyłam w ich codziennych zajęciach. Bardzo starli się ciekawie wypełnić mi każdą godzinę. Byłam bardzo podekscytowana podróżą. Najpierw lecieliśmy z Warszawy do Chicago bardzo nowoczesnym samolotem – dreamlinerem, a później malusieńkim samolotem z Chicago do Cincinnati. W trakcie pobytu w USA bardzo mnie zaskoczyła ich otwartość do obcych ludzi. To było niesamowite! Na początku pewną trudność sprawiał mi język angielski, ale po już dwóch dniach wszystkie bariery zniknęły. Najfajniejsze było to, że poznałam tam bardzo dużo fajnych dzieci z różnych zakątków świata. Mam wrażenie, że po tym pobycie dużo łatwiej porozumiewam się w języku angielskim.
Zuzia


My impressions from the trip to Cincinnati.
This week was a great adventure for me. It was the first trip to America in my life! America's very far from Poland. It's very big and beautiful and many people travel threre. And I could travel there too! With my school! 
What I liked most was the fact that I was in America, and I had a very nice family.
The biggest surprise for me was that this week ended so fast.
The biggest difficulty for me was to get used to the family, but it was not so big and I was able to overcome it quickly. I was able to befriend several children from the Dutch delegation.
I am proud of myself because I made friends with children from other delegations, and that I fully enjoyed the trip.

Janek


Podróż powrotna.




Piątek. To już jest koniec...?

Poranek w szkole. Sprawdzamy dzisiejszy plan: zostały nam jeszcze dwie prezentacje w  klasach, jedno spotkanie projektowe, próba do występów na Culture Show oraz podsumowanie projektów.
W której klasie dzisiaj prezentujemy? Zerówka! Trochę martwimy się czy nasza prezentacja w ogóle ma tu sens. Nasz Lech, Czech i Rus, Biebrza, code of arms... Na szczęście dla nas okazuje się, że w zerówce nie ma projektora. I całe szczęście. Idziemy na żywioł, uczymy ich kilku słów po polsku, pokazujemy na globusie gdzie jest Polska, opowiadamy trochę o zwierzętach i czekamy na pytania. A one są np. o nasze ulubione kolory;). Kiedy maluchy zaczynają sie wiercić, Pani zaprasza nas do wspólnej zabawy. Zerówczaki wstają i biorą każdego z nas za ręce, ciągnąc do wybranego kącika. Ja czytam dwóm dziewczynom książeczki, inni układają układanki z maluchami, nawlekają korale, budują z klocków. Jest baaaardzo miło i na luzie.
Po krótkiej przerwie wszyscy udają sie na projekty. A nastepnie idziemy na ostatnią już prezentację, do klasy piątej. Siadam sobie w kąciku i umawiamy się, że mnie nie ma. Radźcie sobie, kochani. Siedzę i obserwuję. I przepełnia mnie duma. Chyba nawet puchnę z tej dumy;) Dzieciaki prowadzą regularną lekcję. Po 7 prezentacjach doszli już do takiej wprawy, że sami dbają o wszystkie "wstawki nauczycielskie", poza oczywiscie merytorycznym przekazem. Śmiać mi się chce, gdy słyszę jak sobie nawzajem podpowiadają i radzą w kwestii głośnego mówienia, interakcji, odwracania się od tablicy i innych presentation skills. Jest podział ról - operator multimediów, manager ptasiego mleczka, lider nauki polskiego;))
Po wyjściu z klasy chcé każdemu pogratulowač. Ale nim do tego dochodzę moja grupa zdążą już sie pokłócić o to, kto co zrobił nie tak. Czy to jakiś polski rys...? Chwilowo załamuję ręce.
Po lunchu idziemy do Gym na próbę. Mamy okazję podejrzeć co przygotowali inni. Niemcy mają scenki z bajek braci Grimm, Holendrzy uklad taneczny polączony z informacjami o kraju i szkole wyrapowanymi przez jednego z chlopców, Ukraina na ludowo i tanecznie, Meksyk to po prostu meksyk, a Chińczycy niestety też mają się bardzo dobrze - stroje, wachlarze, muzyka. Nagle wszyscy czujemy podobnie: czy damy radę, czy nie pogubimy się w tym polonezie, czy inni nie mają fajniejszych występów? Przychodzi nasza kolej. Jedna pomyłka w polonezie. Idziemy od początku. Piosenka bez zarzutów. Uważam, że dzieciaki wypadają świetnie, mają dużo luzu, wszyscy się ruszają, Alex, Natalia i Iwo dają czadu. Referen jest energetyczny, radosny.
Występ już wieczorem.
Na kilka godzin wracamy do naszych domów, a o 7 30 znów jesteśmy na sali gimnastycznej. Wszyscy pamiętali o koszulkach. Z czystością spodni było różnie. Polonez w poplamionych trawą portkach... Trudno, to w końcu 7 dzień od wyjazdu z domu. Nie każdemu jest łatwo znaleźć coś czystego. Mogę tylko powiedzieć: plecy prosto, nieduże kroki, uśmiech. Nikt nie zwroci uwagi na plamy na spodniach.
I tak też jest.
Przy piosence mamy kłopot z mikrofonem. Nikt poza nami się nie orientuje. Zaangażowanie uczuciowe Alexa i akrobacje Natalii wywołują aplauz wšród publiczności.
Podsumowanie projektów też jest ekscytującym wydarzeniem. Wieże (grupa Zuzi zbudowała najwyžszą), mosty (najmocniejszy wytrzymał obciążenie 4 kg! Antek był jego współprojektantem), gigantyczna praca plastyczna, film o naszym projekcie, nagrania autorów prac z projektu This I believe, no i piosenka One love. Wszystko cudowne. Prawdopodobnie otrzymamy nagrania z tych prezentacji i wtedy sami zobaczycie. Dzieciaki i nauczyciele zrobili kawał dobrej roboty.
Na koniec Amerykańscy uczniowie występują z Papaya Dance do Urszuli Dudziak. Pan dyrektor też. Nauczyli się tego 4 lata temu w Polsce i odtąd wykorzystują na różne okazje. Nasz akcent w Nativity:) Reszta dzieci dołącza i rusza pociąg przez całą sale. Jak na weselu;)
Jest przed dziesiątą. Jesteśmy trochę zmęczeni z nadmiaru wrażeń. Jeszcze zdjęcia pamiątkowe. Jutro każdy rozjedzie się w swoją stronę.
Następnego dnia dowiaduję się, że niektörzy byli jeszcze na ognisku. I piekli... marshmallows w ognisku!!! A potem jedli je w podpiekanych waflach. To tez jest kawałek Ameryki.

Tych kawałków poznaliśmy dużo. Każdy ma pewnie własną opowieść, ze swoimi zaskoczeniami. The beauty of being different and the astonishement of being similar.. Wraca to do mnie pod koniec naszej przygody. Jest coś pięknego w tym, że "każdy ma inaczej", a z druguej strony tych podobieństw jest tak dużo, ze można razem pracować, tworzyć, wariować.
Być po prostu razem.

Renia
























czwartek, 3 października 2013

Czwartek, wycieczka do Freedom Center


Rano spotykamy sie w stołówce. Tradycyjnie już odpowiadamy sobie co robiliśmy po południu, jak się mamy. Niektórzy prezentują łupy-zakupy z wczorajszego shoppingu. Czego tu nie ma! Jest 20 par kolczyków na jednej plakietce (za jedyne 20$), są blyszczyki, perfumy z napisem Paris, prosto z Cincinnati ("powie się, że z Paryża"), jest też unikatowa różowa czapka kałamarnica. Na pewno w Polsce takiej nie dostaniecie. W połączeniu z żółtą plastikową pelerynką przeciwdeszczową wygląda kosmiczne:)
Czyli wiemy już, ze niektórzy byli w tutejszym akwarium, niektórzy w mallu. Inni spedzili czas w domu.
Czas na rundkę "co wczoraj jadłeś". Po początkowym zachłyśnięciu się amerykańskim jedzeniem dzieci zaczynają tęsknić za czymś "normalnym". Jasiek odbiera to w ten sposób, że od tego jedzenia się tyje, a uczucie głodu dalej pozostaje. Może coś w tym jest. Choć ja nie zauważyłam, zeby ktoś nam się powiększył. Na pewno wiecej ich rozpiera od środka. To energia. (albo cola)

W szkole mamy dziś tylko jedne zajęcia projektowe. Zaglądam do grupy artystycznej. Za chwilę wybierzemy się do Freedom Center (muzeum niewolnictwa), więc pani Burger prosi dzieci aby porozmawiały w małych grupach na temat okresu historii w swoim kraju kiedy wolność była ograniczona. Helenka, Kamila i Majka mają nie lada zadanie. W jaki sposób pani Burger połączy tę dyskusję z kołami, które są tematem ich projektu? Nikt jeszcze nie wie, ale na pewno w zaskakujący sposób od niewolnictwa wrócą do swoich artystycznych kół.
O 10 wyruszamy na naszą wycieczkę do Downtown. Jedziemy, jakżeby inaczej, żółtym school busem ("takim jak w Forrescie Gumpie"). Po porannym deszczu robi się duszno i parno. Kiedy wysiadamy pięknie świeci słońce. We Freedom Center oglądamy poruszające filmy oraz słuchamy pani przewodnik. Można też przekonać się jak to jest, gdy siedzi się skulonym w skrzyni. Dzieci z przejęciem i powagą uczestniczą we wszystkich aktywnościach.
Po wyjściu z muzeum na pieszo idziemy do Carew tower, skąd podziwiamy panoramę miasta. A potem zjeżdzamy windą w dół i na piechotę idziemy do Fountain Square. Wszystkie delegacje oraz 8 klasa ustawiają się do zdjęcia pod fontanną. Liczyliśmy na trochę czasu wolnego, ale niestety nie udało się. Za to kiedy już wróciliśmy do szkoły okazało się, ze mamy jeszcze 40 minut do odbioru przez rodziny. Ruszylismy więc naszą grupą na lody. Porcje lodów są przeogromne! Wybrałam wielkość regular (smak coffee toffee, dla waszej wiadomości;) a wyglądała jak 3 "nasze" kulki. A do wyboru była jeszcze large i giant!

Złote myśli z dzisiejszego dnia:

"Chętnie bym tu dłużej została. Gdybym jeszcze miała pieniądze."

Pan, od IT, który rejestruje FJP ma na imię Rudy. "Ciekawe od czego to skrót?" "Od włosów."

"Muszę koniecznie jutro na zakupy. Jak się wraca z Ameryki, trzeba coś mieć."

Jutro naszę występy. Trzymajcie kciuki. Najpierw polonez raz, dwa, trzy, raz, dwa, trzy, a potem piosenka raz, dwa, trzy, w górę ręce. Żeby nam się nie pomyliło:)



















Wieści od pani Agaty

Drodzy Panstwo,
jest czwartek rano, dzieciaki pracuja nad projektami, a ja siedze w pokoju nauczycielskim i pisze do Panstwa. Wczoraj znow spedzalismy czas bardzo intensywnie. Do poludnia praca nad projektem i prezentacje w klasach 1 i 3. Udalo nam sie zlapac fajny kontakt z uczniami klasy 3, uwaznie sluchali tego, co mowilismy:) Na koniec zorganizowalismy scenki powitalne i pozegnalne w jezyku polskim. Prezentacja Zuzy (slowniczek z wymowa) jest bardzo pomocna i otwiera drzwi do zabawy, dzieki czemu kontakt miedzy naszymi i amerykanskimi dziecmi staje sie naturalny i jest troche smiechu.
Po 12.00 zakonczylismy gimnastyke umyslowa i rozpoczal sie Field Day, czyli zabawy na swiezym powietrzu w kolorowych druzynach. Wygrala druzyna szara, w ktorej byla Kamilka Mazurowska :).
Mysle, ze dzieciaki, podobnie jak ja, odczuwaja na przemian zmeczenie i ekscytacje. Szczerze powiedziawszy ok. godz. 15.00 moj organizm domaga sie snu bardzo kategorycznie i duzo wysilku wkladam w to, zeby sie tej potrzebie nie poddac. Mysle, ze z dziecmi jest podobnie, chociaz paradoksalnie maja tak, ze im bardziej sa zmeczeni, tym wiecej w nich energii......... na szczescie.
Za chwile ruszamy na wycieczke do centrum miasta. Po poludniu zamierzamy z pania Renia obserwowac szare wiewiorki, ktorych jest tu masa i biegaja wdziecznie wokol domu. Dla nas to bedzie spokojniejszy dzien :)
Pozdrawiam serdecznie
Agata







Field Day