czwartek, 3 października 2013
Czwartek, wycieczka do Freedom Center
Rano spotykamy sie w stołówce. Tradycyjnie już odpowiadamy sobie co robiliśmy po południu, jak się mamy. Niektórzy prezentują łupy-zakupy z wczorajszego shoppingu. Czego tu nie ma! Jest 20 par kolczyków na jednej plakietce (za jedyne 20$), są blyszczyki, perfumy z napisem Paris, prosto z Cincinnati ("powie się, że z Paryża"), jest też unikatowa różowa czapka kałamarnica. Na pewno w Polsce takiej nie dostaniecie. W połączeniu z żółtą plastikową pelerynką przeciwdeszczową wygląda kosmiczne:)
Czyli wiemy już, ze niektórzy byli w tutejszym akwarium, niektórzy w mallu. Inni spedzili czas w domu.
Czas na rundkę "co wczoraj jadłeś". Po początkowym zachłyśnięciu się amerykańskim jedzeniem dzieci zaczynają tęsknić za czymś "normalnym". Jasiek odbiera to w ten sposób, że od tego jedzenia się tyje, a uczucie głodu dalej pozostaje. Może coś w tym jest. Choć ja nie zauważyłam, zeby ktoś nam się powiększył. Na pewno wiecej ich rozpiera od środka. To energia. (albo cola)
W szkole mamy dziś tylko jedne zajęcia projektowe. Zaglądam do grupy artystycznej. Za chwilę wybierzemy się do Freedom Center (muzeum niewolnictwa), więc pani Burger prosi dzieci aby porozmawiały w małych grupach na temat okresu historii w swoim kraju kiedy wolność była ograniczona. Helenka, Kamila i Majka mają nie lada zadanie. W jaki sposób pani Burger połączy tę dyskusję z kołami, które są tematem ich projektu? Nikt jeszcze nie wie, ale na pewno w zaskakujący sposób od niewolnictwa wrócą do swoich artystycznych kół.
O 10 wyruszamy na naszą wycieczkę do Downtown. Jedziemy, jakżeby inaczej, żółtym school busem ("takim jak w Forrescie Gumpie"). Po porannym deszczu robi się duszno i parno. Kiedy wysiadamy pięknie świeci słońce. We Freedom Center oglądamy poruszające filmy oraz słuchamy pani przewodnik. Można też przekonać się jak to jest, gdy siedzi się skulonym w skrzyni. Dzieci z przejęciem i powagą uczestniczą we wszystkich aktywnościach.
Po wyjściu z muzeum na pieszo idziemy do Carew tower, skąd podziwiamy panoramę miasta. A potem zjeżdzamy windą w dół i na piechotę idziemy do Fountain Square. Wszystkie delegacje oraz 8 klasa ustawiają się do zdjęcia pod fontanną. Liczyliśmy na trochę czasu wolnego, ale niestety nie udało się. Za to kiedy już wróciliśmy do szkoły okazało się, ze mamy jeszcze 40 minut do odbioru przez rodziny. Ruszylismy więc naszą grupą na lody. Porcje lodów są przeogromne! Wybrałam wielkość regular (smak coffee toffee, dla waszej wiadomości;) a wyglądała jak 3 "nasze" kulki. A do wyboru była jeszcze large i giant!
Złote myśli z dzisiejszego dnia:
"Chętnie bym tu dłużej została. Gdybym jeszcze miała pieniądze."
Pan, od IT, który rejestruje FJP ma na imię Rudy. "Ciekawe od czego to skrót?" "Od włosów."
"Muszę koniecznie jutro na zakupy. Jak się wraca z Ameryki, trzeba coś mieć."
Jutro naszę występy. Trzymajcie kciuki. Najpierw polonez raz, dwa, trzy, raz, dwa, trzy, a potem piosenka raz, dwa, trzy, w górę ręce. Żeby nam się nie pomyliło:)
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz