sobota, 2 października 2010

Ostatni dzień w szkole. To już?

Pobudka jak co rano, potem spotkanie w szkolnej cafeterii. Wymiana wrażeń, opowiadamy sobie, co kto robił wczorajszego popołudnia. I na lekcje. Niektórzy idą na wf, inni na zajęcia arts. Na sztuce każdy wybiera kwadratowe drewienko, na którym maluje (do wyboru) obrazek związany ze swoim krajem, symbol pokoju, twarz lub część napisu. Po ukończeniu wszystkie drewienka zostaną połączone i skomponowane w coś, co mnie kojarzy się z wielkim liczydłem. Dzieciaki malują w skupieniu. Powstają m.in. skrzyżowane flagi Polski i Holandii (bo Martin, oczywiście), krajobrazy polskiej wsi i wiewiórka. Tłumaczę wszystkim, że w Polsce mamy rude wiewiórki, w odróżnieniu od tych szarych w Cincinnati. Czekam cierpliwie aż Kaja wypełni kontur swojej wiewiórki na rudo, a ona daje jej… barwy narodowe. Więc mamy biało-czerwoną wiewiórkę z Polski;) Tożsamość narodowa ponad wszystko!

Nikt nie ma problemu z porozumiewaniem się. Uczniowie sami podchodzą do Ms Burger, wybierają farby. Ale dobrze nam też pomilczeć w skupieniu nad pracami.

Na wfie szaleństwo, bariera językowa przestaje być istotna. Poza tym nie ma nasi/tamci. Gramy w drużynach międzynarodowych. Czy słyszał ktoś o zbijaku „wszyscy na wszystkich”, czyli kilkanaście piłek w grze i każdy ucieka przed każdym??? Ja pierwszy raz.

No i lekcja muzyki. Ćwiczymy do wspólnego występu na Closing Ceremony. Piosenka ma być częściowo śpiewana przez uczniów szkoły Nativity, a poszczególne fragmenty mają śpiewać delegaci z Polski, Niemiec, Ukrainy i Holandii. „I want to teach the world to sing in perfect harmony…” Tak idzie początek. Jestem w grupie z Kasią i Cysią. Nasz fragment to “that’s the song I sing, what’s the world wants today”. Dajemy jakoś radę, choć ja trochę gubię się w nutach i myślę, po co nam dali nuty zamiast zwykłych tekstów. Ale Kasia wie po co nuty i tłumaczy mi co i jak. Biedny reprezentant Holandii jest jedynym przedstawicielem swojego kraju w naszej grupie. Więc musi solo odśpiewać partię Holendrów. I to wysoko. A ma około 14 lat… Wszyscy mu kibicują.

Po lekcjach lunch, chwila wolnego i zaczynają się próby do Cultural Show. Mamy okazje podpatrzeć z czym przyjechali inni delegaci. Ukraina ma rzewną pieśń, oprócz tego bardzo energiczny taniec dziewczynki w czerwonych bucikach no i coś, co kojarzy mi się z apelem z dawnych czasów. Dzieci mówią po kolei wyuczone teksty. Najbardziej zapamiętałam: „People in Ukraine are friendly, hospitable and happy!” Wyobraźcie sobie to wypowiadane z niezwykłym zapałem, uśmiechem, energią i AKCENTEM. Ale co do faktu – zgadzam się w 100%. Very friendly and very happy.

Holandia. Większość delegatów to dziewczyny. Jest quiz dotyczący wiedzy na temat the Netherlands (Martin, pomóż!) oraz tańce – od dawnych, tradycyjnych, po współczesne. Widzę, że wszystkim się podoba.

Niemcy, podobnie jak my przygotowali piosenkę, coś tradycyjnego – zdaje się, że o żeglarzach. Do tego mają żeglarskie koszule i czerwone chusteczki.

Nasi patrzą i oceniają. W takich chwilach pojawia się uczucie współzawodnictwa. Sama myślę sobie, że może ta nasza piosenka to za mało, żałuję, że tego poloneza nie daliśmy rady przećwiczyć. To byłoby coś. Figury, tunele, może nawet róża! No cóż. Teraz to już za późno. Ale zdaje się, że nasi delegaci mają zbieżne niepokoje. Monika pyta „Pani Renatko, a może byśmy coś jeszcze zaśpiewali? Coś tradycyjnego?” Czemu nie. Jak dacie radę się przygotować i uznam, że ok, to śpiewajmy. Jedna piosenka niech będzie local – straight from Mysiadlo, a druga traditional. „A macie coś konkretnego na myśli?” „Tak – Pierwszą Kadrową, wie pani, Raduje się serce, raduje się dusza…, itd.” Wiem. Moje serce się bardzo raduje. Omal nie upadłam z tej radości. Ale niech będzie.

W trzy sekundy dziewczyny zorganizowały teksty, dogadały sprawę z operatorem dźwięku. Podziwiam.

Po dwóch godzinach spotykamy się ponownie. Jednak nie. Nie udało się zgrać wszystkich. Rezygnujemy… Ok. Choć żałuję.

Zaczyna się Ceremonia. Znowu uroczyste wejście każdej delegacji z flagami narodowymi. Krótki wstęp Mr. Herringa i zaczynają się występy. Zaproszeni są wszyscy nauczyciele, dzieci, jest sporo rodziców. Występujemy w kolejności alfabetycznej. Pierwsi Niemcy, potem Holendrzy, a następnie my. Zaczynam krótkim przemówieniem. Mówię o płycie z której pochodzi piosenka, o tym, że jest ona wspólnym dziełem dzieci, rodziców i nauczycieli i że nagrywanie jej było niezwykłym doświadczeniem dla społeczności szkolnej. Powracam do mojej ulubionej symboliki logo szkolnego (widocznej na piersi każdego z nas, bo występujemy w szkolnych koszulkach). Mówię, że czuję, że takie wspólne przedsięwzięcia to takie wzrastanie razem – środkowa część obrazka z doniczkami. I, że czasem proces jest ważniejszy niż finalny efekt, a droga czasem ważniejsza niż cel. Dziękuję wszystkim za tygodniową podróż The Friendship Journey. Niezwykłe doświadczenie.

W tle słyszę dźwięki naszego podkładu muzycznego. Wszyscy zerkamy na Cysię, która ma zacząć się „bujać”, a my za nią. Jest jakiś problem z nagłośnieniem i nie słyszymy flecików z początku podkładu. Ale zaczęliśmy i dalej już poszło. Brawa, dziękujemy. Ja z panią Agata schodzimy z podium, dajemy dzieciom sygnał do zejścia i powrotu na swoje miejsca. A ci stoją. Kolejne próby naganiania są równie nieskuteczne. Jak już stanęli przy mikrofonie, niech ich który przegoni. A mikrofon przechwyciła konkretnie Kasia. Monika szu szu szu do pani operatorki dźwięku. Kasia : „We have a surprise song. This is for our hosts. Can you come and join us?” And so they did.

Przez chwilę myślałam jeszcze o tej Pierwszej kadrowej. Ale nie. Zaśpiewali bardzo melodyjną piosenkę Waka Waka, klaszcząc, świetnie się ruszając. Dziewczyny nadawały rytm. Nie zapomnę widoku naszych chłopców-wodzirei, zachęcających do klaskania, wstania z miejsc. To był widok warty całej wyprawy. „Polak potrafi” – to Staś K., z dumą. „Musisz się jeszcze wiele nauczyć, Stasiu” – Janek Ł. na to.

Byłyśmy dumne z Agatą i pełne podziwu. Za to, że się zorganizowali, że mieli odwagę ten mikrofon przejąć. Za przesympatyczny gest wobec swoich kolegów. I za luz!
Potem jeszcze występ dzieci z Nativity. Tańczą do utworu Papaya Dance Urszuli Dudziak. Nauczyli się tego tańca w zeszłym roku w Olsztynie. Super! Nasi wstają z krzeseł i dołączają do nich. Szybko podchwytują układ taneczny. Dołącza reszta delegatów i dzieciaków ze szkoły. Robią pociąg (jak na weselu… gdyby jeszcze ten polonez…)

Po tym szaleństwie wracamy na miejsca, jeszcze tylko prezentacja „liczydła” i wspólna piosenka, ćwiczona w podgrupach przez cały tydzień. Pierwszy raz mamy okazję usłyszeć ją w całości, śpiewaną na głosy, z chórkami. Bardzo ładnie.

Interesująca akademia szkolna.

Żegnamy się, robimy sobie pamiątkowe zdjęcia. Z niektórymi już jutro się nie spotkamy. W sobotę wyjazd do domu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz