niedziela, 18 stycznia 2015

Niedziela, 18 stycznia 2015, dzien czwarty

I znow mamy wolne od szkoly. Rano o 9.00 spotykamy sie w kosciele na mszy. Pan Herring wita nasza delegacje tuz przed rozpoczeciem. Prosi, zebysmy wstali i dostajemy brawa. Wiele tu oficjalnych powitan i spotkan i mysle sobie, ze maja one swoj urok. Dzieciaki wygladaja na zadowolone, chociaz nie mamy okazji pogadac chociaz chwilke, bo zaraz po mszy wszyscy rozjezdzaja sie do domow. Udalo mi sie tylko zagadnac rodzine Iwa i dzieki temu wiem, ze byl wczoraj na zakupach i znalazl jakis interesujacy skateshop w centrum handlowym. Tym razem jedziemy na brunch do rodziny Michala - Gossard, a ja bardzo ciesze sie, ze Go zobacze. No i niesamowita historia: okazuje sie, ze podczas mojej pierwszej wizyty w Cincinnati w 2010 mieszkalam w domu obok - wspomnienia wrocily :) Gdy wchodzimy, wita nas Michal. Czekal na gosci z torebka krowek. Bardzo mila niespodzianka. Pan Herring zainteresowal sie cukierkami, a Michal spokojnie i dokladnie wytlumaczyl jakiego rodzaju to cukierki, jak sie nazywaja i przetlumaczyl nazwe na angielski. Byl goscinny, otwarty i chetny do kontaktu :) - bariery znikaja :). Mama i Tata Gossard cieplo mowia o naszym Michale i milo nam sie tego slucha. Po poludniu dzieciaki ida na kregle, wiec spotkaja sie wszyscy razem. Wrazen posluchamy jutro i wszystko opiszemy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz